poniedziałek, 26 lutego 2018

Krótka mroźna wycieczka

Wpadłam na pomysł zrobienia miłej i niemęczącej wycieczki na mroźny dzień, czyli z dojściem do domu. Co zaplanowałam, zrealizowałam. Ale pojawiło się trochę nieplanowanych atrakcji.   

las na trasie

Ruszamy za miastem – droga prosta, pokryta śniegiem. Uwaga! Pod śniegiem czasem widać lśniącą warstwę lodu. Na drzewach śniegu mało, ale i tak czuć zimę. Nic dziwnego – przy takim mrozie!


 tempo marszu umiarkowane

trochę śniegu na jodełkach

Jest i nasze ulubione miejsce – tu mężnie trwa pozostałość po starym pniu. Próchnieje, ale się trzyma.

ten pniak już wielokrotnie był pokazywany na blogu
 
Przy drodze jest też kilka przyjemnych dębów. No i przy jednym się nie wyrobiłam – po zrobieniu zdjęcia wylądowałam na zmarzniętym podłożu. A takie mam dobre, nieśliskie buty! Cóż, trochę się potłukłam. 

dąb z kapliczkami

ten już chyba długo nie postoi
 
Koledzy pomogli mi nieść plecak i jakoś dotrwałam do końca skróconej trasy (11,3 km). 

przygotowania do postoju (znów była szarlotka)

z tego przejścia nie korzystaliśmy

Pojawiła się na naszej trasie jeszcze przeszkoda, która wkrótce zapewne uniemożliwi powtórzenie podobnej wyprawy. Nasza dróżka przecina budowaną obecnie trasę szybkiego ruchu. Teraz jeszcze przedostaliśmy się przez plac zamarzniętej, ale czynnej budowy. Niedługo zapewne będziemy korzystać z jakiegoś eleganckiego wiaduktu. 


tu prawdopodobnie powstaje droga serwisowa 
 
Jeszcze tylko nieduży odcinek żółtego szlaku w naszym lesie. I po wycieczce.


 na pierwszym planie chyba tropy sarenek 

Zdjęcia – Zosia, Edek, Janek i ja

6 komentarzy:

  1. Zosia - fajny powrót, S-7 domagamy się kładki lub tunelu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pierwszą częścią komentarza w pełni się zgadzam, ale na drugą nie mam sposobu. Trzeba poczekać i się zobaczy, co będzie.

      Usuń
  2. Na zimowym pieszym maratonie przekonałam się do niedużych raczków na buty - pomagają utrzymać się na powierzchni i są łatwe w zakładaniu. W przeciwnym razie też leżałabym wiele razy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam takie w plecaku, ale na ścieżce było tak dużo świeżego śniegu, że zaraz by zapchał te raczki i na nic by się nie przydały. A tak szczerze mówiąc, przypomniałam sobie o nich dopiero po upadku. Niestety...

      Usuń
  3. Moja Marzenka też zaliczyła orła, w Lanckoronie na blasze kryjacej wejscie do piwniczki. Zima bywa zdradliwa, ale mrozy fajne, zdrowe. Aż się chce chodzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to nie jestem sama. Bark wraca do normy. Jak tylko dam radę utrzymać plecak, wracam na trasy.

      Usuń